Obcy: Przymierze – nie warto oglądać

27 sierpnia 2017 | Na luzie, Po godzinach - Wszystkie wpisy | 3 Komentarze

Jeżeli ktoś nie oglądał „Obcy: Przymierze”, a chciałby to zrobić polecam moją anty-recenzję.

blank

Niestety anty, ponieważ mimo upływu lat dobrze pamiętam Blade Runner’a, mimo, że odbiegał fabułą od książki jest to perełka drążąca temat i wzbudzająca emocje.
Pamiętam też „Obcy 8 pasażer Nostromo”, można się było trochę popocić ze strachu, w tamtych czasach (oglądałem go w połowie lat 80-tych) to było duże doznanie. Aczkolwiek Obcy decydujące starcie pobił go na głowę.
Pamiętam też Prometeusza – film dający do myślenia odnośnie naszego pochodzenia, wyzwalał temat, a ktoś lubiący rozważać mógł daleko popłynąć tym nurtem.
Te filmy wyreżyserował Ridley Scott. Ma też na koncie sfilmowanie wyprawy Krzysztofa Kolumba, jest też film o Robin Hood’zie.

Skoro Obcy Przymierze to nawiązanie tak do Obcego jak i do Prometeusza, to spodziewałem się dobrego kina. Tymczasem obejrzałem dno. A żeby być precyzyjnym to nie był film o podwodnej wyprawie na dno oceanu. Obejrzałem jakościowe Dno. Dno zasługuje na pisanie z dużej litery, ponieważ wyreżyserował go Ridley Scott.

Streszczając krótko: mała kiepsko wyszkolona załoga pod przywództwem egocentrycznego kapitana transportuje kolonizatorów na odległą planetę. Transportuje to oznacza, że ma pod swoją opieką 2000 innych ludzi.
Następnie pojawiają się znane z innych filmów potworki, robią rzeźnię, a film kończy się tak samo jak Katyń. Dodać jeszcze trzeba androida psychopatę. Brrr, aż mam gęsią skórkę na myśl o takiej maszynie.

Kilka szczegółów, które rozwaliły film:

– Załoga nie jest wyszkolona.
Powinna wiedzieć na co może sobie pozwolić. Pomijam już zejście z kursu i lot na obcą planetę, ale jeżeli schodzi się na nieznane terytorium to nie można się rozdzielać. Pójdziecie do dżungli na wycieczkę i oderwiecie się od grupy z którą przybyliście na ten trudny teren?

– Druga rzecz pokazująca brak przygotowania to podejmowanie kluczowych decyzji wyłącznie przez kapitana. W takich wypadkach powinno się to zrobić komisyjnie, a nie że kapitan-bóg zadecydował o tym, że lecimy na inną planetę i mamy w nosie bezpieczeństwo załogi i pasażerów.

– Ekspresowe rośnięcie potworków.
Normalnie „alieny” szybko rosną, to chyba każdy wielbiciel tych filmów pamięta. Ale mnie męczy widok przejścia potworka od okresu poczęcia, przez płodowy i opuszczenia swojego żywiciela w chyba mniej niż pół minuty.

– Nie każdy ochlapany krwią się zaraża.
Skoro pasożyt wlazł przez pory w skórze, zakładam że dostał się do krwioobiegu, aby potem umiejscowić się gdzieś w trzewiach ofiary. Tymczasem kilka osób zostało obrzyganych krwią i się nie zaraziło.

– Android, który może zabijać.
No tak, jaki pan taki kram. Ograniczona istota stworzyła ograniczonego robota, a ten obrócił się przeciw swojemu stwórcy. To ma sens.

– Druga generacja androidów to niezdara.
Człowiek zrobił kolejną maszynę, pozbawioną wad pierwszego modelu. Ta maszyna miała służyć, a nie być twórcą na podobieństwo człowieka, co sprawiło, że pierwszy model okazał się psychopatą.

Niestety android kolejnej generacji także był durnowaty na swój sposób. Zauważył bowiem, że ten stary android jest niebezpieczny dla ludzi i zamiast od razu działać do czego został zaprojektowany, to słownie uprzedził agresora, że niestety ale będzie działać przeciwko niemu. No bo jest przecież zaprogramowany aby służyć ludziom, więc ma ich chronić.
Czyli człowiekowi tym razem udało się skonstruować naiwną maszynę 😀
Bo wiadome było, że maszyna kiler będzie miała głęboko w swoim syntetycznym zadku tak ludzi, jak i swojego kolegę androida.

– Android cudotwórca
W Prometeuszu, z którego pochodzi android psychopata, został on rozczłonkowany pod koniec filmu. Dokładniej to została głowa z szyją, która jakimś cudem żyła. Większy cud, że w kolejnym filmie widać całego androida.

– Ilość momentów strachu.
Niewielka to ilość. Nie wiem czy horrorowe kino przestaje na mnie działać. Ale tylko w kilku momentach mogłem odczuć miły dreszczyk zaskoczenia.

– Fizyka raz działa, a raz nie.
W finalnej walce stoczonej pomiędzy dwójką ludzi a potworkiem, na statku kosmicznym podróżującym gdzieś w przestrzeni międzygwiezdnej zostają otworzone wielkie wrota. W tym momencie z luku wylatuje powietrze i różne przedmioty. Ludzie mieli sprytne buty, chyba jakieś magnetyczne. Był na nie najazd kamery, lecz nie było wyjaśnienia jak działają. Za to dziwne było to, że opróżnianie hangaru z powietrza, które ulatywało w kosmos przez ogromne wrota trwało ogromnie długo. No i główna bohaterka skoczyła z jakiejś platformy lądując jakieś 2 metry niżej, zamiast zostać porwana razem z uciekającym huraganowym powietrzem.

– Fabuła przewidywalna.
Niestety film w większości przypadków jest z góry do odgadnięcia. Główne wątki są trywialnie proste.
Ale najbardziej dobijającym jest końcówka, gdzie każdy wie, że na pokładzie jest android morderca zamiast tego androida służącego. Byli oni do siebie bliźniaczo podobni, aczkolwiek ten agresywny miał głębsze zmarszczki.
Zmarszczki to jedno, a dwa to prowadzenie fabuły. To aż bolało, bo człowiek wiedział, że tam siedzi psychopata i wyszła z tego wielka d..a
Ani strachu nie przyniosła jego obecność, ani nie został pokonany, jak to ma miejsce w normalnym świecie, gdzie zawsze bohater na końcu pokona wroga.

– Katyń
I właśnie dochodzimy do ostatnich scen, gdzie to android morderca zamiast nas straszyć przez dobrych kilka minut po prostu rozpierdziela cały film. Okazuje się, że wszyscy zaraz zginą.
Całkiem możliwe, że jest to furtka do kolejnej części, ponieważ nie widzimy momentu zagłady, choć wygląda to na nieuniknione. A może w ostatnim momencie przed totalną zagładą wyskoczy z nienacka android sługa (który najprawdopodobniej został zamordowany i spoczywa daleko na pozostawionej planecie) i przynajmniej część ludzi ocali?
Tego nie wiadomo. Za to wiadomo, że film wyszedł bardzo słabo, tak jakby wielki reżyser zrobił się marudnym dziadkiem.

Na napisach końcowych siedziałem zadziwiony zastanawiając się co ja takiego właśnie obejrzałem. Mogłem ten czas poświęcić na przeczytanie dobrej książki, na przykład drugi tom Infoszoku autorstwa David Louis Edelman’a.
Tak, poczułem wielki zawód i dlatego ludziska, jak się naprawdę strasznie nudzicie, to możecie iść na ten film, ale jest mnóstwo innych fajnych zajęć do roboty.

A zdjęcie do tego wpisu to jakiś żuczek, którego spotkałem. Wziąłem go na trochę do niewoli i zrobiłem kilka ujęć, aby na przybliżeniu sprawdzić jak naprawdę wygląda ten malutki dziwny stworek. Okazało się, że żuczki, jak zresztą każde robale, to mikro kosmici na naszej planecie.
Taaaaak, oni już tu są… 😉

Autor tekstu:

Autor tekstu:

Tomasz Bartosiewicz - Ojciec dyrektor

Ojciec bo pełni funkcję taty dla dwójki cudownych dusz, a dyrektor, bo jest szefem w ITB Vega 😉
Co mnie kręci: świat technologii oraz jak można go użytecznie wykorzystywać, maratony w basenie, wędrówki po starych górach, robienie zdjęć.
Mieszkam i pracuję w Bydgoszczy, ale wykonuję sporo prac zdalnych. Jeśli szukasz kogoś do stworzenia strony internetowej lub do jej aktualizacji, zadzwoń, z przyjemnością porozmawiam o Twoich potrzebach
507 96 11 46

3 komentarze

  1. Tomasz Bartosiewicz

    Anton, a czemu nie? Blog jest podzielony na tematy zawodowe oraz te na luzie.
    Zapoznając się z różnymi tekstami potencjalny klient może zweryfikować z kim będzie miał do czynienia.
    A będzie miał do czynienia z osobą ceniącą jakość 🙂

  2. Anton

    A to co, na stronie firmowej opis filmu? 😀

  3. Maja

    Potwierdzam, dno dna!

Wyślij komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Po godzinach

Wielkie zmiany w pozycjonowaniu stron internetowych

Wielkie zmiany w pozycjonowaniu stron internetowych

Można to śmiało nazwać rewolucją, a zbliża się ona wielkimi krokami. Niektórzy spece od SEO zaczynają to zauważać i czasami gdzieś w sieci można spotkać ciekawe analizy. Wynika z nich, że strony www, którymi się opiekują piszący, przyciągają duży ruch, który jest niewspółmiernie wielki do środków jakie włożono w linkowanie. I to jest najbardziej zaskakujące, ten stosunek działań do efektów, zwłaszcza pod kątem linkowania.

Ghost in the Machine, IBM NorthPole, zasobożerność procesów myślowych i kreatywność sztucznej inteligencji

Ghost in the Machine, IBM NorthPole, zasobożerność procesów myślowych i kreatywność sztucznej inteligencji

Tytuł wpisu to zbiór tematów, które przy niedzieli mnie naszyły, a że pod czaszką kipi kreatywność, to pozwalam jej się wydostać przy pomocy klawiatury. A i że kocham muzykę wszelkiej maści, to dziś się też podzielę pewnym smacznym kąskiem, który idealnie pasuje do mojego pisania o sztucznej inteligencji i jej zagrożeniach wynikających z jej rozwoju, bo i o tym też wspomnę.

Przyszłość WordPress, czyli najpopularniejszego systemu CMS na planecie Ziemia

Przyszłość WordPress, czyli najpopularniejszego systemu CMS na planecie Ziemia

Zastanawiasz się może nad przyszłością WordPress’a? Pewnie nie. No chyba, że twój biznes oparty jest o tworzenie lub obsługę stron internetowych i czasami sprawdzasz czy twoje narzędzia mają potencjał w przyszłości. Albo może jesteś amatorem, który dzierga strony wieczorowo i sprawdzasz czy ten WordPress jeszcze długo pociągnie. A może ktoś Ci stawia stronę na WordPress’ie i chcesz dowiedzieć się czy długo ona podziała? Jeśli zastanawiasz się nad przyszłością WordPress’a to zapraszam do lektury.

CSS before i after dla Google są za ścianą

CSS before i after dla Google są za ścianą

Na oficjalnym profilu Google na platformie X pojawił się wpis „Zalecamy, aby nie dodawać znaczących treści ani symboli za pomocą pseudoelementów CSS ::before i ::after”. Spece z Google stwierdzają, że takie treści nie mogą być wykorzystywane do indeksowania stron. Jako ciekawostkę można dodać, że nie jest to zmiana w działaniu wyszukiwarki Google. Została ona po prostu wspomniana w dokumentacji.

Wyszukiwarka Bing + AI = Coś niespotykanego!

Wyszukiwarka Bing + AI = Coś niespotykanego!

Jest taki tort, który zwie się wyszukiwarki internetowe. Microsoft chciał chapnąć z niego większy kawałek. Zapewne firma widziała okazję na zmniejszenie dominacji Google. Na początku roku, bo to jakoś w lutym było, Microsoft ogłosił uruchomienie ChatGPT w swojej wyszukiwarce Bing. Oczywiście wszystko dostępne tylko we własnej przeglądarce Edge. Upłynęło kilka miesięcy, można ocenić skutki – co wyszło z tego połączenia?